świtaniec


czyli białe zapiski


Kraków 2004’ 15 września
  No i coś mnie te siniaki nie schodzą..

Kraków 2004’ 20 września
  Tak! Altacet na pewno rozwiąże problem. Jak ja nie znoszę dermatologów. Ślepcy, głupcy, imbecyle.. Co by tam jeszcze.. I tak jestem za łagodna. Przecież powinna mi dać skierowanie na badanie krwi.. Aaaaa..

Kraków 2004’ 15 października
  Może ja już mam jakieś zalążki hipochondrii, ale coś mi rośnie w brzuchu. Sibi mówi, żebym nie przesadzała, bo to pewnie mięśnie. W końcu pani biolog może coś o życiu jamy brzusznej wiedzieć. No dobrze. Ale mięśnie z jednej strony??? I od czego? Od noszenia torebki?

Kraków 2004’ 9 listopada
  USG- powiększona śledziona. Nie mieściła się nawet w monitorze. Mam nie lekceważyć, to może być coś poważnego. Huuuu huuuu..  Poważnego, na ile? Przecież mam swoją towarzyszkę- łuszczycę. Nie wystarczy?

Kraków 2004’ 17 listopada
  Wczoraj byłam u rodziców no i tę morfologię zrobiłam. Dziś o 11 pani z laboratorium zmąciła mój spokój. Że coś nie tak. Powtórzymy badania. O której mogę być? A do której pobierają? Do 16. To nie zdążę. To zaczekają. Do 18! Jak to? Ktoś w państwowej placówce będzie na mnie czekał. Tak. Alarm! Płaczę. Czuję. Wiem, że.. Za godzinę mam pociąg..

Kraków 2004’ 9 grudnia 3.00 nad ranem
  Trzy tygodnie temu dowiedziałam się, że jestem chora na białaczkę. Za tydzień będę wiedziała, czy moja siostra może być moim dawcą. I żyję tylko tą myślą. Wiem, że po przeszczepie będę zupełnie zdrowa, na zawsze. Mam taką siłę, tyle szczęścia, miłości, przyjaciół wokół. Raz się tylko wystraszyłam. Musiałam to powiedzieć. Żeby usłyszeć. Kiedy mówię, przestaję się bać i wierzę, że się uda. Przekonując innych, przekonuję siebie. To tylko kroplówka, tylko kroplówka, kroplówka, kropla, kap, kap..
Odzyskać siebie.
Odzyskuję właśnie. Teraz jestem szczęśliwa. Kocham. Póki jestem.
Przyglądam się ludziom na ulicy. O czym rozmawiają? O czym można rozmawiać tak po prostu na ulicy? Ja nie potrafię. I potem zjawia się człowiek, z którym nagle nie kończy się temat. Jak to jest? Ja potrafię?!

 Kraków 2004’12 grudnia
  Nie dowierzam. Przecież jestem. Realnie. Nie boli. Może słabiej niż zwykle. Leżę wieczorami i próbuję sobie powiedzieć, że chwilowo umieram. Próbuję usłyszeć. Ale słyszę tylko, że Agnieszka ma białaczkę. Sraczkę, a nie białaczkę. Taki mały rak-nieborak. Tylko w rozmazie go widać. Bohater! Chromosom Philadelphia. Przynamniej ładniej brzmi od oswojonej Psoriasis Vulgaris.

Kraków 2004’ 27 grudnia
  Ania nie jest ze mną zgodna genetycznie.
Czy jest mi smutno?
Nie wiem. Może to byłoby za łatwe. Lekcja się dopiero zaczęła. Dlaczego miałabym mieć przyspieszony kurs? Dużo myślę.. Nie, nie o śmierci! O życiu bardziej! Nie boję się. Nawet jeśli zostalo mi tylko 15 lat. Niektórzy maja 2. To nie jest ważne! Jeszcze jestem. Choćby chwilę. Ważne, co jeszcze przez tę chwilę powiem. Ważny każdy krok. Każdy kolejny dzień to już dla mnie od miesiąca cud. Stoję na krawędzi, jeśli spadnę, to mam jeszcze dużo czasu, długo będę leciała. Ale ta świadomość kruchości sprawiła, że chcę, chciałabym za wszelką cenę utrzymać się na tej krawędzi, chcę walczyć, żyć!!!
Czuję, że coś się wydarzy.. wewnątrz?
Niczego nie szukać, nie rozglądać się nerwowo. Wierzę, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce i ja też znajdę się, odnajdę. Będę wiedziała co dalej. Spokojnie, spokojnie..

Kraków 2005’ 4 stycznia
  Wszystko zaczyna pędzić beze mnie. Nie wiem, czy to nie jest przesada. Te wszystkie koncerty. Czy ja tego potrzebuję? Czy ja na to zasługuję? Nie mogę brać od ludzi pieniędzy, zwłaszcza od przyjaciół. Chciałabym z tym poczekać. Przecież jeszcze nie umieram. Ja chcę tylko oddychać. I tyle!

Kraków 2005’17 stycznia
  O rany! Ledwo weszłam po schodach. Zaczyna do mnie docierać. Może sama osłabiam się tym docieraniem. Dobrze, już dobrze. Znów wstanie dzień..

Kraków 2005’18 stycznia
  Świadomość.. Stoję w kulisie i jestem obok. Wszystkiego. Dotykam śladu po igle w mostku. Ciekawe czy widać ze sceny? W tym świetle.
Ja widzę! Czuję! Mam ochotę krzyczeć: Słuchajcie mnie, może ostatni raz śpiewam. I odtąd śpiewam za każdym razem najlepiej. Najlepiej jak potrafię. Nie wiem, co dalej. Nie wiem czy jeszcze kiedyś..

Kraków 2005’ 19 stycznia
  A przecież zmieniła się tylko liczba leukocytów. Nawet nie. Zmieniło się tylko to, że znam tę liczbę. I wiem, co ona oznacza. Tak niewiele trzeba, żeby zacząć żyć? Raczej.. Aż do tego musiało dojść. Aż taka tępa byłam? Od razu z armaty do mnie? No i nie tak od razu. 15 Lat Psoriasis idiotko!
A wydawało mi się zawsze, że się staram. Bo starałam. Może nie tak.. A trzeba aż tak!

Kraków 2005’ 21 stycznia
 Dużo myślę. Już to pisałam, ale.. mam szczęście.
Coś na mnie czeka za rogiem. Tylko nie potrafię tego nazwać, ale czuję się, jakbym już wiedziała..

Kraków 2005’ 25 stycznia
  Kroplówka, pampers i butla z tlenem. Moja wizja końca. Boję się. Nie tego nawet. Samotności.. Przeraża mnie myśl, że ja tam zostanę sama. Tak się boję zapomnienia. Mogę cierpieć, tylko trzymajcie mnie za ręce. W kupie raźniej.
A jak już mnie nie będzie? Tu. Czy ktoś będzie o mnie myślał? I co?
Dlaczego na tym mi zależy?
Kocham ludzi, to moje hobby. Nie chcę żeby rozpaczali, tylko żeby pamiętali.

Kraków 2005’ 27 stycznia
  Nie będę więcej pływać, tańczyć, jeździć na nartach? Co będę? Gdzie będę? Zniknę? Tylko nie sama, tylko nie sama, tylko nie sama, tylko..
Ach przecież babcia Stefcia tam. Dobrze, dobrze. Nie boję się.

Kraków 2005’ 9 lutego 4:35 nad ranem
  Wróciłam z nagrania „Szczęśliwych chwil”. Jestem ciężko chora. Brzmi strasznie. Ale nagranie.. Nie robilibyśmy tego teraz..

Kraków 2005’12 lutego
  Coś czuję, że nie umrę. Dostałam to wszystko zatem w prezencie.

Kraków 2005’ 12marca
  Czekanie w pustkę.

Kraków 2005’ 20 marca
  Jestem na nowo. Mam dawcę. Dawczynię. z Niemiec. Człowiek. Nic o mnie nie wie. Wie, że umieram tymczasowo.
Jechałam w busie do Katowic. Myślałam, że dzwoni ortodonta. Z płaczem obdzwoniłam wszystkich kochanych i niekochanych. Pasażerowie uczestniczyli biernie w moich pochlipywaniach.
Dla mnie to już cud, bez względu na wynik. Czuję się wyjątkowo. Do kości. Do szpiku. Pik. Pik. Serduszko jednak jeszcze trochę postuka. Popuka.

Kraków 2005’ 24 marca
  No i po prostu wiem, czemu kocham ludzi. Czemu nie po trupach.. Bo teraz słyszę z daleka: ej tam, jesteśmy z tobą. Trzymaj się. I to mi wystarcza. Nie płaczę. Jestem. Nie umrę sama.

Kraków 2005’ 29 marca
  Układam myśli.

 Kraków 2005’ kwietnia
  A ja na nartach jeszcze byłam. Dr. Grosicki mało nie zszedł. Nie jestem nieodpowiedzialna, ale jeśli ostatni raz świeci mi słońce i pada śnieg? Chcę czuć, że do końca. Bez rozpaczy. Nie chcę przygotowywać się do śmierci. Chcę przygotowywać się do życia. To jest moje zbieranie sił i energii. Jeśli mam tam wytrzymać to niech mam czym się trzymać. Chyba się nie boję.

Katowice 2005’ 6maja
  No i jestem. Włosy ogolone na zapałkę. Flanelowa  piżama w paski z opadającymi gaciami. Już jest po płaczu. Czuję się strasznie..

Katowice 2005’ 7 maja
  Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Po moim szaleńczym trybie przejście w izolatkę jest jakimś kosmicznym kominem. Tam ludzie. Tu kafelki. Kochany. Anioł tej chwili.
  Liczę dni do wyjścia. Pewnie tylko w tym tygodniu. Potem będę liczyła dni OD. Nowe życie. Do setnej doby nie jestem w ogóle bezpieczna. Jak to nie? A babcia Stefcia?

Katowice 2005’ 8 maja
  Oddziałowa myli pacjentów z workiem treningowym, oklepując co rano plecy. Czy ja pisałam już, że jej nie lubię?
Boję się, kiedy ma mnie dotknąć. Zmiana opatrunków na stałym wkłuciu w jej wykonaniu równa się bólowi pobierania szpiku.

Katowice 2005’ 12 maja
  Zaczęłam chemię..
Jestem jednym wielkim żygiem. Wywleczona na lewą stronę. Boli. Nawet nie wiem, co. Boli tak w ogóle.

Katowice 2005’ 13 maja
  Śmierć jest bezbarwna. Po prostu jest.
..
   Dziś rodzicom w monitorze udostępniłam tylko moje stopy. Leżę na łóżku odwrotnie, bo mi się zdaje, że jak będę patrzyła w okno to nie zwymiotuję tak łatwo. A może lepiej byłoby łatwo? Łatwiej. Pielęgniarka musiała podać mi słuchawkę, nie byłam w stanie się ruszyć. Ciekawe czy oni się boją? W każdym razie grają twardzieli.

Katowice 2005’ 14 maja
   Muszę jeść cukier łyżeczkami. Na samą myśl podstawiam sobie miskę. Nawet nie chodzę już do ubikacji, bo musiałabym tam spać! Łykam ślinę i dwie sekundy potem wszystko zwracam.
Uroczo. To się nazywa ból istnienia.
Ile tam jeszcze mam w środku? Jakie są granicę wytrzymałości? Co się stanie?

Katowice2005’15 maja
  Mama Kochanego jest psychologiem. Teraz już moim. Pod jej okiem, a właściwie uchem ( łączy nas telefon), przygotowuję się do przyjęcia nowego życia. Nie miałam pojęcia, że jednak coś zależy ode mnie. Nie muszę leżeć i bezmyślnie patrzeć na kropelki kroplówki. Urządzam siebie dla nowych gości. W kościach pustka, czystka. Chemia zabiła mnie do granic. O włos. Oddycham jednak jeszcze. Myślę więc teraz o przybyszach z Niemiec.

Katowice 2005’ 16 maja
  I czemu tu tak gorąco? 28,00 C. Oszaleję. A pielęgniarki jeszcze marudzą, że w samych majtkach chodzę. Nie spałam nigdy w piżamie i nie będę spała. Co to ma za znaczenie, kurwa mać? Czy lekarz nie widział dziewczyny w majtkach? Myślę, że widział nawet bez. Co za kraj? 21 Wiek! Hematologia na światowym poziomie, a psychologicznie i strukturowo.. Nie wiem.. W dupie? No, w każdym razie, gdzieś w tamtym rejonie jesteśmy.

Katowice2005’ 17 maja
  Pielęgniarkom przeszkadza, że siedzę pół nocy przy komputerze a potem pół dnia śpię. Ja pierdolę! A co mam tu robić? Ile można czytać? Bo im kable przeszkadzają w pracy, bo monitor za duży. Ludzie! Ja umieram! Dajcie mi umierać, tak jak chcę! Tylko niech mi nikt z drugiej strony tego pieprzonego monitora nie mówi, żebym nie przesadzała! Ktoś ma ochotę się zamienić?!

Katowice 2005’ 18 maja
  Kap, kap.. patrzę jak płynie moje nowe życie. Cztery woreczki trochę ciemniejszej i gęściejszej krwi po prostu. Patrzę na monitor jak pika moje serce. Poza tym normalnie chodzę ze stojakiem do ubikacji. Takie cuda, a ja oddaję mocz.

Katowice 2005” 19 maja
  Zaczynam pracować nad moją fabryką, ale jeszcze jej nie popędzam. Dopiero się wprowadzili. Na razie przyjęcie. Ok. czternastej doby mają zacząć tworzyć krwinki. Trwa adopcja. Kochani witam w domu.
 
 Katowice 2005’ 5 czerwca
  Przetrwałam dzięki niemu tutaj najgorsze. Myśli o nim, jego słowa, pomagają mi przetrzymać bóle, zmęczenie, wszystko. Jak już przechodzi, to wydaje się, że trwało chwilę i wcale nie było takie straszne.

Katowice 2005’17 czerwca
 Wychodzimy kochani. Dzięki Wam! Dzięki mnie!

Katowice 22 czerwca 2005
  Nie mogę już usiedzieć. Jestem od wczoraj. Tylko wczoraj byłam z tym pogodzona, a dziś lekko trafia mnie szlag. Zdecydowanie nie chcę tu być. Mam za dużo energii, co oni mi tu robią? Wcale nie dostaję więcej tych kroplówek. Tylko się tu dusze. A nudzi mi się cholernie. Panie są miłe, ale jednak mam tego dość. Coś bym robiła, a tu mnie uwiązali. Wzięłam ze sobą Hłaskę. Czemu on taki katastroficzny? I ta Polska zapijaczona.”8 Dzień tygodnia” a ja wierzę w szczęście. Zawsze wierzyłam. A teraz je mam.

  Tak mnie wkurzył ten Hłasko. Nie znoszę, kiedy ludzie komplikują sobie sami życie. Nikt im tego nie robi. Sami sobie to robią. Uwielbiają się zadręczać. Pławią się w cierpieniu. I tak naprawdę jest im z tym cholernie dobrze. Mnie też czasem było, przymusowo.

  Mam za oknem kasztany i dużo ciekawsze podwórko.. Autobusy właściwie jeżdżą po czaszce, ale wolę ten hałas niż przeraźliwą ciszę izolatki, przez którą nawet burza ze swoim wspaniałym sykiem się nie przebijała.. A ja tak bardzo kocham śpiew deszczu. Niech spadnie dziś deszcz. Taki tu skwar. Tylko noce przyjemne.
Kiedy inni śpią, ja wreszcie mogę być sama.
  Boże jak bardzo chcę stąd wyjść i żyć. Co mam robić? Tak, jestem leniem i marudą. Ale przecież tak się staram. Co jeszcze? Za mało? Co robić? Tak, wizualizacje.. Ale mam już trochę dość. Ciągle coś. Chcę już wyjść. Jestem gotowa. Tak mnie to wszystko wkurza. No nudzę się. Ile razy to napisać. Co robić, żeby to przerwać? Nie wiem, co pisać, bo gdybym wiedziała, to pisałabym cały dzień. Byle zapisać ten czas. Nawet śpiewać już nie mogę, bo nie jestem sama. Poza tym telewizor ryczy non stop. Żyję od posiłku do posiłku. Chociaż to jest miłe, bo lubię wspólne posiłki. A panie znów o chemii i wymiotach. No, a o czym  mają gadać. Ale ja mam dosyć tych wyników, leukocytów, pacjentów, chorób, historii. Zamykam się w muzyce, czytaniu i pisaniu. Tak naprawdę ufam tylko Wojnarowi tutaj, reszta mnie wkurza. Ignoranci. No i też musiałam coś wtrącić, bo panie teraz o lekarzach i lekach. Chyba siku pójdę.

Katowice 2005’ 23 czerwca
  Znowu się nudzę. Zdaję sobie sprawę z tego, że sobie sama to wkręcam trochę. Nie mogę sobie jakoś z tym poradzić. Co tu robić? Słucham od wczoraj jednej płyty i skończyć nie mogę..
  Kiedy to się wreszcie odwróci? Przewróci na drugi bok. Na plecy. Żebym niebo mogła zobaczyć. Chcę stąd wyjść! Mam taką siłę w sobie. Dajcie mi szanse, bo mnie w tym jazgocie zabijecie. Zamęczycie. Już przestałam z paniami rozmawiać, bo na wymioty mnie się zbiera od ludzkiej głupoty. Ileż można słuchać o tym, co komu się stało. Nie dotyczy mnie to. Nic na to nie poradzę. Nie pomogę tym ludziom. Po co to roztrząsać. Ja tu jestem wyjątkowo. A te tylko: która, na którym łóżku umarła. Mam nadzieję, że mnie do jedynki jutro przeniosą. Odpocznę wreszcie. Czuję się tutaj inna. Nie młodsza. Mądrzejsza.. One nic sobie z tego nie wyciągnęły. Tyle siły można zabrać z tego dla siebie. Tyle spokoju. A tu te skwaszone, skazane miny wokół. Ja mam więcej. Jestem inna… Tak bardzo się od nich różnię.. Mam siłę, moc, miłość, szczęście.. Tylko pozwólcie mi wreszcie z niego skorzystać. Jestem gotowa.
  Przecież jestem cierpliwa. I tak tego nie przyśpieszę. Zrobię, co mi każą. Ale powoli zaczynam się niecierpliwić. Może to dobrze. Może właśnie to oznacza, że wracam do zdrowia. Nie chcę już spokojnie czekać. Chcę coś robić, działać. Dopiero teraz powinnam wychodzić z tamtego oddziału, bo dopiero teraz nie mogę usiedzieć na tyłku. I powstrzymaliby rumień. Niech się coś stanie, bo oszaleję. Nie mogę patrzeć na herbatę zaraz mi się bebechy przewracają. Ale komu to powiedzieć. Dietetyczce? Nie ma sensu. Ona  swoje: ”Moje dzieci też mają uczulenie na pszenice, jedzą i jakoś żyją!”. Nie mam nic w odsieczy.
  Nikt mnie tu nie odwiedza, teraz, kiedy ja mam tyle siły i jestem wewnętrzną bombą. Dziś będę spała. Słuchawki na uszy, a jak się traktor odezwie, to będę klaskać. Bo to już druga nieprzespana noc. Jeszcze trochę i się wykończę. No, szpital, albo zdrowie…
  Boże jak śmierdzi. Chyba ten obrzydliwy bigos będzie na kolację..
  Nie ma bigosu na szczęście. Jest słona wędlina. No zjem..
Nie mam wyjścia. Rodzice mi dziś młode ziemniaczki przywiozą. Nie ważę się tutaj codziennie, nie wiem jak tam moje obżeranie. Cały czas coś wcinam.
Ale mi dziś ta cyklosporynka dała po jelitach. Przez ten kisiel. Za rzadki. Jutro poproszę o gęściejszy(czy gęstszy?). Dziwny wyraz.
W TV Drozda. Ale gówno. Większego już dawno nie widziałam.
Może bym zjadła tę wędlinę..

Katowice 2005’ 24 czerwca
  Trzecia noc bez snu za mną. Ale prośby wysłuchane. Przenoszą mnie do dwójki. Wyniki się poprawiły, leukocyty idą w górę. Czuję się świetnie, rumień schodzi, biegunki nie ma. Tylko głodna jestem.. A rodzice dopiero jutro jedzonko dowiozą..  Trudno
Dziś trochę tu opustoszało. Piątek. Byle do poniedziałku. Przyszła dziś nowa pani z korytarza, tak skwaszona, że nie mogę na nią patrzeć. Narzekaniom nie ma końca. Dobrze, że się wynoszę. Przynajmniej tego chrapania nie będę słyszała.
  Mama mi 5 ziemniaczków przywiozła i pieczywo ryżowe, którego mi właściwie na śniadanie tylko starczyło, bo miód był. Co to jest za jedzenie? Jak ja mam brać z tego siły? Umieram z głodu. Żeby, choć budyń, albo ktoś coś przyniósł. Skręca mnie w żołądku. No nie mogę oderwać tych myśli od jedzenia.
Jestem taka opuchnięta. Jerzy mnie nie pozna.

Katowice 2005’ 25 czerwca
7:29
  Przenieśli mnie. Wyspałam się, nie bolą mnie oczy. No i jestem już spokojniejsza.
Cały czas myślę o tym, żeby zostawić komuś aniołka od Matyldy. Może tej Kasi obok. Ona się tak źle czuje. A ten anioł mnie już pomógł. Niech wędruje sobie po tej hematologii, pomaga i czuwa nie tylko nade mną. Ja mam przecież tyle aniołów wokół..

 Katowice 2005’ 28 czerwca
5:52
  Lubię jedynie poranki tutaj. Jestem wtedy sama. Jest taka cisza na oddziale. Spokój.

Katowice 2005’ 29 czerwca
  Znowu moda na sukces.. Chyba dostanę pierdolca.. Mam znowu w pokoju panią Sabinę.. Więc tydzień snu mam z głowy. 37’1 To chyba ze zdenerwowania. W ogóle jestem wkurwiona..
Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Ręce mi się trzęsą..
A ta nawet jak ogląda film to stęka i cos gada. Tak, irytuje mnie to do potęgi!
Nie mogę znowu spać, ani odpocząć przy tej babie. Tak, będę narzekać, bo co mam robić.. Czy ona nie słyszy? Czemu to tak wyje?.
Chcę stąd wyjść!
  Chcę, żeby moja fabryka działała jak najlepiej. Dużo nad tym pracowałam! Nikt tego nie zepsuje! Przecież to ja tu rządzę! Mam dużo cierpliwości, dużo siły. Jeszcze. Chcę to wytrzymać! Tyle czasu, tyle starań, tylu ludzi, przyjaciół.. Nie jestem sama.. Oni wszyscy o mnie myślą, starają się, są ze mną.. Dam radę!!!!!! Bo chcę! Bo mam siłę!
Chociaż cierpliwości w garncu coraz mniej. Wytrzymaj to Aga! Jeszcze trochę.. Naprawdę niedużo.. Przecież już masz z górki.. Wszystko się udało! Mam tyle szczęścia! Więcej niż inni, a tylko, dlatego, że tak myślę.. To jest moja siła, moja moc, moja przewaga. No i tak mam się nakręcać. Opuściłam się trochę, muszę sobie znów zacząć powtarzać. Moja fabryka ma świetne warunki. Luksus. Same dobre rzeczy. Domki zrobione tak, że nie można lepiej tego wymarzyć. Krwinki moje kochane – rozmnażać się! Sex sex sex!!!. Ja was bardzo kocham, jesteście kochani u siebie. Ja jestem wasza. Wy jesteście moje. Całą miłość i szczęście, które mam zamieniam na tę energię, która was napędza. Nie ma ociągania. Praca moi kochani. Macie dużo siły. Wierzę w was mocno. Dlatego macie działać. Pomyślcie ile to siły, ile spokoju, ile mocy. Ile miłości, wiary, cudu.. Przeżyliśmy razem cud. Jesteście moim cudem. A ja jestem waszym cudem. To jest magia. Niewielu ludzi ma taką szansę i niewielu tak dobrze to znosi jak ja. Dlatego właśnie mam to wytrzymać! Dlatego ma taką wysoką poprzeczkę. Bo jestem wyjątkowa i tak mam myśleć! Dlatego wszystko. Po to. Inaczej nie przetrzymaliby mnie tutaj tak długo.. Wiem to teraz.. A popłakać sobie musiałam.. Ale wytrzymam, bo nie mam wyjścia. Bo bardzo chcę żyć! Bo wiem, czego chcę w życiu! Bo odnalazłam miłość, cokolwiek to znaczy, jakkolwiek się nazywa, cokolwiek to jest.. Cokolwiek będzie dalej..
Nie martwię się. Wszystko we mnie rośnie. Wszystkie emocje. I dobre i złe.. Po prostu nie można tak oddzielić jednych od drugich. Trzeba to wytrzymać! A przecież człowiek może dużo. A ja potrafię zdziałać cuda!! No to zdziałam!!
„Nie zatrzymuj się, cokolwiek będzie musisz iść..” To proste. Chyba.
Tu dziś znowu chleb z miodem. Naprawdę mnie to zadziwia. Ludzie tu umierają, a oni, co drugi dzień miód i dżem podają. Może nie opyla się nas już karmić?

Katowice 2005’ 30 czerwca
 Jestem dziś taka zmęczona. I nie mogę spać. Ale się postaram. Tylko się nie nakręcać tym chrapaniem. Jak będzie trzeba będę bezczelna i niemiła. To moje zdrowie. Nikt i nic mnie tutaj nie obchodzi. Ja jestem dla siebie najważniejsza!!! Jestem tylko dla siebie tutaj. Tego mam się trzymać! A pomagać tym, którzy tego chcą. Inaczej się nie da pomóc.
Jezu, jak ona chlipie. Są takie osoby, które irytują właściwie nie wiadomo, dlaczego. A otóż i taki przykład. To jej mlaskanie, ciągłe gadanie pod nosem, komentowanie wszystkiego. A  ponad wszystko ciągłe stękanie. Aż mam ochotę zapytać: „czemu pani tak ciągle stęka?”. Cały dzień huczał telewizor i to jakieś najgorsze seriale i „dżyzgi”. Łeb mi pęka. Teraz była się kąpać, więc skorzystałam z okazji i wyłączyłam, ale nie wiem czy zaraz nie włączy. A teraz coś nuci pod nosem, no i stęka. No jeszcze będę się z tego śmiała. Mam nadzieję. Nie wiem czy takie rzeczy chciałam mieć w pamiętniku, ale skoro tu jestem, to gdzie to wywalić? Może dobrze, że tu? Że mogę. Znowu coś mruczy. Ale mnie to wkurwia. Pisanie pomaga. Całkiem dobry sposób..

Katowice 2005’ 1 lipca
  Oj, coś dzisiaj trwała walka w nocy z panią Sabinką. Ja otwierałam drzwi, a ona zamykała. A po zamknięciu to my we trzy mamy powietrza na godzinę. A jak jest zamknięte to ona chrapie. Więc ja otwieram. Rany, co za koszmar. Jej chyba ten szum z korytarza nie daje spać, no i wentylacja. Ale mnie to teraz zupełnie nie interesuje. Ja chyba przez te noce mam takie ciśnienie. Jak dziś też będzie wysokie, to powiem, że błogosławieni ci, co chrapią i śpią, podczas gdy reszta tego musi o 3:30 słuchać.. No trudno. Jeszcze dwie noce i odpocznę wreszcie. Jest 6:11, a te już paplają. Przesada! Idę spać, jestem wykończona. Komentują teraz pacjentów, pielęgniarki. Pani pracowała w wojskowym, teraz jest dno, a ta druga miała koleżankę, a ta z dziećmi, tamta też, do szczepienia przychodzili.. W ogóle się nie słuchają..

Katowice 2005’ 2 lipca
  Pani Sabina od wczoraj stęka i płacze. Nie wiem sama, czy jej żałować, czy nie. Trochę mnie wkurza. Ale przynajmniej spokojniejsza jest i nie ma takiego jazgotu. Trochę mi jej szkoda. A ja się naprawdę źle czuje. Jest mi słabo. Ledwo się na nogach trzymam. No i jestem głodna, a tu kleik przez cały dzień. Jak wyjdę trzeba się pilnować. Nie chcę więcej tu wracać, bo chyba oszaleję. Nie wytrzymam. Tego oddziału, tych ludzi, tego stękania, jęczenia i narzekania na cały świat, tych wyników, paplania, jedzenia, głupich bab. O, znowu stęka, a nagada się przy tym. A jak chlipie. Rany, walnęłabym jej.

Katowice 2005’ 3 lipca
4:58
  Znów cisza.. Jestem zupełnie spokojna. Chyba to moja pierwsza w pełni przespana noc. Jutro rano wypis (mam nadzieję). Panie jeszcze chrapią. Chyba dziś już nie będą w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Tak mi się wydaje. Zresztą już wczoraj nie dały. Gadają jedna przez drugą i każda, o czym innym, a myślą, że o tym samym. Piękne.. A młodzież, papierosy, piwo, młode to teraz łakocie gotują.. Co to ma za znaczenie do jasnej cholery?

Katowice 2005’ 4 lipca
  Ostatnia moja 4:44 tutaj! Taką mam nadzieję. Błagam! Nie zniosę jeszcze jednej nocy ani dnia dłużej tutaj! Nic mi nie jest! Będę jadła grysik przez miesiąc, jak będzie trzeba. Byleby stąd wyjść, no nie mogę, co za traktor.

Panie pewnie się wyspały, a ja od 4 słucham chrapania

Katowice 2005’ 13 lipca
  Ile jeszcze takich prób mam do przejścia. Przecież ja nie jestem ze stali. Nie wiem ile jeszcze tego wytrzymam. Wiem, że to dla mojego dobra. Tak, chcę być zdrowa! Czasem myślę, że to tylko przygotowanie do śmierci, ale przecież nie po to tyle cierpiałam. Tylko ja mam dość. Nie chce więcej wracać do szpitala. Mam dość kafelków, igieł, nocników i tej nudy. Chcę do domu. Chcę być zdrowa. Niech mnie stąd wypiszą. Znowu się rozczulam nad sobą..

Katowice 2005’ 2 sierpnia
  Wyleciało mi trochę z życia.. Części nie pamiętam. Z 14 na 15 lipca spadlam w nocy z kozetki na podłogę. Pielęgniarka znalazła mnie nad ranem, jak siedziałam na łóżku z wielkim guziorem i siną połową głowy. Podobno parę minut ocaliło mi życie. Od razu na miejscu mnie intubowali, nie mogłam oddychać i miałam jakieś drgawki. Przebudziłam się na OIOM-ie. Myślałam, że jestem w piekle. Kręciło mi się w głowie, wszędzie rurki, cewnik, rurka w buzi mnie dusiła, za oknem latarnia, która kasztanom nadawała czerwony kolor. Myślałam, że to potwór, który wchodzi do pokoju przez okno.. Byłam przerażona.. Nie mogłam oddychać, nie mogłam przełknąć śliny, wylewało mi się z buzi, nie mogłam nikogo zawołać. Dopiero rano się uspokoiłam i zapomniałam. Z pierwszych dni jak przez mgłę pamiętam rodziców, mamę czytającą „Kubusia Puchatka” i Jurka. Trzymającego mnie za rękę, mówiącego do mnie, nawet nie wiem, co, tylko takie przebłyski mam, że wszystko już teraz będzie dobrze..

Katowice 2005’ 22 sierpnia
  Tata mnie zniósł po schodach i zawiózł do szpitala. Pielęgniarka na dyżurze do 16, ale została jeszcze godzinę. Dostałam kroplówki. Gorączka. Dreszcze. Przykryła mnie, podawała herbatę łyżeczką. Takie momenty przypominają dzieciństwo. Bez mamy ani rusz. Na własne życzenie nie przyjęto mnie tego dnia. Chcieli mnie znów położyć na kozetce w korytarzu. Nie zgodziłam się. Przyjadę jutro normalnie na salę.

Katowice 2005’ 23 sierpnia
  Pierwszy raz wjechałam na oddział na wózku. Chyba się tego przestraszyłam. Pielęgniarki uspokajały mnie w windzie. Płakałam jadąc przez szpital. Mam dość!!! Za każdym razem to już ma być ostatni raz.
Teraz to będzie już ostatni raz!

Katowice 2005’ 25 sierpnia
  Izolatka. Obok Ania, której czasem podkręcam tlen. Patrzę na butlę i zastanawiam się czy mnie to ominęło czy jeszcze przede mną. Znów zaczęłam śpiewać. Dziś Ania zawołała mnie i zapytała, czy to radio? Powiedziałam, że ja i że mogę przestać, albo zamknąć drzwi. Ona na to „Śpiewaj, lubię Cię słuchać.” Śpiewam dla niej codziennie.

Katowice 2005’ 26 sierpnia
  Jest i pielęgniarski potwór. Zmiana wenflonu.. ach.. koszmar. Wierci mi w żyłach. Dostaję gorączki już jak wchodzi.  A dziś przeskoczyła granice inteligencji. Zrobiły mi się takie czerwone plamki na nogach, które powoli zmieniają się w bolące siniaki. Profesor kazał pobrać wymaz. A ten 'matoł' chciał mi rozciąć skórę, bo nic się nie sączyło! Dobrze, że przyszła jej do głowy konsultacja z koleżanką. Wystarczyło potrzeć pałeczką skórę. Za to przy pobieraniu wymazu z gardła mało nie zwymiotowałam.

Katowice 2005’ 27 sierpnia
  Ania krzyczała przez pół nocy. Zamieszanie na korytarzu. Trzecia w nocy. Biegają pielęgniarki, lekarze. Na pół oddziału słychać jej zwierzęcy ryk. Chciałam pójść tam i zaśpiewać. Nie odważyłam się.
  A rano zobaczyłam przy jej łóżku reklamówki z rzeczami i salową ścierającą szmatą gumowy materac. Miejsce dla następnego..
  Nikomu nie przyszło do głowy, że ja żyję tu obok i wiem, że Ani już nie ma. I muszę jakoś sobie to ułożyć w wątrobie. Że całą noc słuchałam.
  No i wpada 'matoł' na swój dyżur i mówi „Ej, a ta Monika to zmarła, czy ją przenieśli?” Przez zaciśnięte zęby odpowiadam: „ANIA!!!” 'Matoł' wypada. Zjawia się po godzinie: „No, nie żyje ta Monika, ale podobno krzyczała..”
Przez zaciśnięte zęby i łzy odpowiadam: „ANIA!!!” W myślach dodaję: „MATOLE!!!”
  Boże chroń nas przed opieką medyczną!
 
Katowice2005’ 21 września
  Tylko CMV
  Mama przyniosła mi masę solną i robię aniołki. Niech mnie strzegą. Położyli mnie na tej samej kozetce, z której spadłam. Nie mogę zasnąć. A nawet staram się nie zasnąć. Obstawiłam się krzesłami na wszelki.. I jest mi z tym jeszcze gorzej. Nie wiem, czemu ja się na to zgodziłam. Mam wyjście?

Katowice 2005’ 22 września
  Tylko jedna noc na szczęście. Dziś już dwójka. Od razu podniosłam barierki w łóżku. Tak, tak.. To się nazywa trauma. Czy ktoś widzi moją panikę? Rzekomy psycholog w stajni tego szpitala ze swojej dziupli chyba nie wytyka pyska. Dobrze, że mam panią Marię.
Nie czuję się bezpiecznie. Moja współlokatorka smarka i rzęzi niemiłosiernie. Pani doktor rozwiała moje obawy, co do ewentualnego zarażenia się rzężeniem. Usłyszałam, że gdyby było ono realne to przecież nie kładliby mnie tutaj. Wiedzą, co robią. Uff, uff! No nie zasnę jednak spokojnie. Leukocyty 2,7. Uciągną?

Katowice 2005’23 września
  Dzień dobry szpitalny żywocie. Leci mi z nosa już tak, że poprosiłam o ligninę i wkładam ja w dziurki. A nie chciałoby się powiedzieć: a nie mówiłam! Pani doktor twierdzi, że się przeziębiłam, bo to jest najzimniejsza sala. Wszyscy po kolei w niej chorują. Świetna teoria! Zatem można było tego uniknąć? Kurwa! Żaden inny komentarz nie przychodzi mi do głowy. Zresztą katar to przyjemność w porównaniu z bólem oka, jaki za sobą przywlókł. Na razie wytrzymuję, ale nie mogę przestać myśleć o pyralginie.
..
Poprosiłam o okulistę, bo już nie daję rady. Czy ja umieram? Nic nie widzę. Tampony  w nosie hamują dopływ powietrza. Słowem-, źleeeeeee…  ale mamy piątek, a okulista jest na oddziale tylko w poniedziałki. Gratuluję! Tylko, komu?

Katowice 2005’24 września
  Pyralgina 3x dziennie pozwala na lekkie odmóżdżenie i wegetację do wieczora. Byle zasnąć, nie czuć. Doktor dyżurna dała mi jakieś kropelki do oka. No nie pomaga. Powieki stanowią całość. Zaraz zjem poduszkę. A to, że piszę oznacza, że jest mi chwilowo lepiej. Pierwsze minuty działania leku. Może prócz poduszki zjem nawet kolację.

Katowice 2005’ 26 września
  A dziś na sygnale na okulistykę. Tam koszmar. Zastrzyk z adrenaliną w spojówkę bez uprzedzenia o jej możliwym działaniu. Myślałam, że mi oko wybuchnie. 15 Minut na korytarzu w poczekalni pełnej ludzi. Dostałam palpitacji serca i kropelki znieczulające. Kropelki- srelki. Dlaczego nie dali mi nic przeciwbólowego? Wyłam. Naprawdę ryczałam, jak tylko na filmach się zdarza. 15 Koszmarnie długich minut, najdłuższych minut bólu w moim życiu. Nie podszedł żaden lekarz. Czemu mnie nadal takie rzeczy dziwią?

Katowice 2005’ 27 września
  No i awantura o krople podane w piątek. Profesor stwierdził, że mogły zaszkodzić, pani doktor na dywaniku, a ja nie widzę na jedno oko. Krople zniknęły z mojej szafki zanim zdążyłam zapamiętać nazwę. Pewnie nawet nie będzie ich w kartotece. Zastrzyk uratował mi oko. Mogłam stracić całą gałkę. Czeka mnie tydzień takiego koszmaru. Dawno się tak nie bałam. Chyba poproszę siostry o krople uspokajające. Nigdy czegoś takiego nie brałam. Jestem już duża, wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Tylko  przerażona. Koszmarnie. Panicznie. Na samą myśl.

Katowice 2005’ 28 września
  Do mojej sali dołączyła pierwszy raz moja prawie rówieśnica. Teraz to jestem na koloniach. Obżeramy się na przemian, w zależności od ilości podanych sterydów. Na buzi obie krągłe jak księżyce, ale reszta.. Karolcia jest szczypiorem. Wybucham śmiechem, kiedy budząc się po drzemce na moim horyzoncie znów Karola przy korycie. I odwrotnie. Ona dokarmia mnie czekoladą, ja ją płatkami. Nasze radości pomiędzy bólami. Ja oko. Ona buzia i policzek.

Katowice 2005’ 30 września
  Pierwszy raz nie marudzę, że chcę już uciec stąd. Zasługa to szczypiora z koi obok. Tak świetnie się bawimy mimo.., że nawet zaplanowałyśmy już grilla u Karolci w Opolu. Jak tylko zaczniemy wyglądać jak ludzie. Na razie jesteśmy przy wersjach łysych świniaków w maseczkach. Jak Kochany znosi ten widok?

Ząbkowice 2005’5 października
  Wypuścili mnie raczej w strasznym stanie. Nie upieram się przy przetrzymywaniu mnie w tej umieralni, ale.. Boję się. Boli. Mam jeździć na Okulistykę na zastrzyki. Nie takie imprezy się kładło..

Ząbkowice 2005’ 6 października
  Zaczęło rwać już przy wkłuciu w spojówkę. Do auta jeszcze jako tako. Po pięciu minutach nie wiem, co się dzieje. Nie widzę drogi. Chcę tylko zasnąć. Jurek coś do mnie mówi. Ręka. Nie, nie. Nie dotykać. Żadnych bodźców. Kiwam się w monotonnym jęku. Jeszcze trochę, jeszcze trochę. Nie pamiętam jak weszliśmy na trzecie piętro. Mama ściąga mi buty. Jerzy kładzie, przykrywa. Jeść? Nie. Poduszka. Aaaaaa.. Jeszcze jakieś trzy godziny i przejdzie. Aaaaaa..

Ząbkowice 2005’ 7 października
  Dość tego! Pani Maria – moja ostoja. Polecony przez nią kolejny bezinteresowny człowiek. Dr. Janecki – medycyna paliatywna. Przyjechał do domu. Na 50 zł w mojej dłoni powiedział: „Świat nie jest jeszcze taki zły.” Nie jest! Pyralgina podawana mi w szpitalu okazała się armatą w mrówkę. Nie działa na te nerwy. Kropka. Dwie dawki ibuprofenu ratują moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Kolejny zastrzyk w oczko już bez płaczu. Boli, ale wracam przytomna i jestem w stanie zjeść obiad. Takie proste? Do listy tysiąca pytań do hematologów dołączam: „Dlaczego nie współpracujecie z innymi dziedzinami medycyny?”  Paliatywni tylko przy śmierci? Tylko w hospicjach? „Hospicjum to też życie!” Kropka. A nawet nad i!

Ząbkowice 2005’ 10 października
  Zastrzyki zakończone. Lekarze szeptem mówią przy mnie: Uveitis. Przecież  ja i tak nie wiem, co to znaczy. Jasne, że sprawdziłam. Zapalenie błony naczyniowej oka. Czy ja nie mam prawa o tym wiedzieć? Czy może ktoś tu coś spieprzył. Nie pierwszy, ale nadzieja, że ostatni.
 Wyglądam jak potwór. Księżyc z okiem zalanym krwią. Zejdzie. Kiedyś..

Ząbkowice 2005’ 11 października
  Moi rodzice są cudowni. Pozwolili mi wrócić wreszcie do Krakowa. Pod opieką Kochanego. Wiem, jak się boją. Nie. Nie wiem przecież. Domyślam tylko. Wszystko jest dla mnie zagrożeniem. Mama wie jak bardzo tęsknię za swoim łóżkiem. Wielki pokłon w ich stronę. Do pasa. Głową o podłogę nawet.
Pół roku. A liczyłam ten obiecany miesiąc. Wytrzymałam! Kocham po prostu. Prosto.

Kraków 2005’ 4 grudnia
 200!!!
Żyję? Tak! Tak! Tak!

Kraków 2005’ 14 grudnia
 Jakoś dziwnie zaczyna mnie rwać bok. Cholera. Nie wrócę do szpitala!

Kraków 2005’ 15 grudnia
  Musiałam położyć się na jeden dzień. Dostanę krew i wychodzę jutro. Lekarze tutaj raczej wolą nie mieć ze mną nic wspólnego. Ból został zbagatelizowany. Ledwo siedzę. I wyskoczyła mi krostka na czubku głowy.

Kraków 2005’ 16 grudnia
  Jerzy wczoraj pojechał do Bydgoszczy. Ledwo weszłam po schodach na górę. Znowu trochę się boję. Nie wiem czy dam radę zejść po coś do jedzenia.
  A na wypisie nie ma nic o bólach i krostce. Bali się tchórze, bo nie wiedzą.
Krostki się rozmnażają..

Kraków 2005’ 17 grudnia
  Wezwałam pogotowie. Zastrzyki nic nie pomogły. Diagnoza: uczulenie na leki!

Kraków 2005’18 grudnia
  Mama jest ze mną i próbuje we mnie wciskać zupę. Dobrze, że jest.
Ponownie wezwałam pogotowie. Zastrzyk mocniejszy trochę otumanił. Dostałam silne leki przeciwbólowe. Co to jest? Ileż będzie się ciągnęło?

Katowice 2005’ 23 grudnia
  Na hematologii łóżko dla mnie przygotowane. O nie! No i nie położyli mnie, bo już po wszystkim. Krostki już schodzą, a ja oddycham bez bólu. A to był półpasiec. A zawdzięczam go przeoczeniu pani doktor, która zapomniała mi jakiś czas przepisywać heviranu. Powiedziała, żebym czasem nie mówiła Dr.Wojnarowi, a gdyby pytał to, że brałam i to podwójną dawkę. Aha!? Chronimy dupę? O nie ma mowy. To chyba raczej sprzeczne z moim osobistym interesem, o który walczę, czyli życiem.
Ale Dr.Wojnar nie zapytał, a ja nie poszłam poskarżyć.
  Widziałam się z Karolcią. Trochę słaba. No i buzia boli. Płakała przy pobieraniu szpiku. Wyliżemy się obie!!!
 
Katowice 2006’ 19 stycznia
  Teatr Korez. Wróciłam na scenę. Śpiewam. Wszystko jest możliwe. Słabo na obcasach. W ogóle słabo. Bałam się, że zemdleję przy mikrofonie.
Nie zemdlałam!

 Kraków 2006’ 5 lutego
  Wysłałam sms-a do Karolci z pytaniem o hotel dla rodzin i pacjentów w Katowicach. Prowadzę porady na forum leukemia. Wyzwałam ją radośnie od chudzin jak zawsze i żeby się nie wygłupiała z tymi sterydami, bo niektórym na siłowni braknie. W odpowiedzi: „Tu Kasia, siostra Karolinki. Nasz aniołek odszedł 19 stycznia”
19 stycznia! Byłam tak blisko niej. Ja na scenie, ona na OIOM-ie. Nie wiedziałam. Pożegnałabym. Choć za rękę..

Kraków 2006’ 1 kwietnia
  Jeszcze tylko te leki. Przecież już nic mnie nie boli.

Kraków 2006’ 12 kwietnia
  Sny..
  [ mieliśmy dostać się do biblioteki akademickiej. Ja, Jerzy, Anita i Anka. To zadanie! I wcale nie łatwe.
  Ogromny gmach. Jasny. Ciepłe kolory. Szerokie schody, gładkie poręcze. Wszystko wiekowe. Najpierw zgubiliśmy się trochę. Działaliśmy w grupie, ale wchodzić musieliśmy pojedynczo. Profesorowie ponoć bardzo podejrzliwi, nie wszystkich wpuszczają. Trzeba było działać ostrożnie. Anita z Anką czekały na nas przed biblioteką na piętrze. Przygotowane jak na wyprawę z Indiana Jones. Krótkie, dżinsowe spódniczki, bluzki lata 80-te i długie luźne prochowce. Konspira! Ale płaszcze rozpięte, włos rozwiany i nie wiadomo, czemu to miało służyć. Dziewczyny weszły pierwsze i zniknęły wśród stosów książek. My siedzieliśmy przy stoliku w czytelni i wypełnialiśmy jakieś małe blankiety. Ja zaczęłam, bo miałam wejść następna. Cały czas spoglądałam na grono profesorskie siedzące przy wielkim stole po prawej. Jurek kontrolując mnie i zaglądając przez ramię na blankiet, który wypełniałam, powiedział: „’Żech’? Nie pisze się ‘Żech’, tylko ‘że’!” A ja na to: „A ja piszę ‘Żech’!” Byłam już trochę zdenerwowana, bo prochowce dziewcząt zniknęły już dawno, a ja wypełniałam kolejny już druczek, cały czas myląc się i coś zamazując. Na dodatek, kiedy przyszła moja kolej, to nie udało mi strącić żadnych kręgli i żeby wszystko było jak należy, profesorowie przewrócili je, a potem ustawili. Zresztą wszyscy byli zdziwieni, że mnie się nie udało i widać było po ich minach, że to się raczej nie zdarza. Na twarzach mieli wypisane: „No coś takiego!!!” A warunkiem wejścia, albo też jednym z warunków było przewrócenie tych kręgli.. ]

A więc śnię już nawet. Nie zauważyłam w tym bólu tego braku. Leki?  Chemia, sterydy, antybiotyki, psychotropy..
Wracam na dobre. Dobre!

Kraków 2006’ 20 kwietnia
  No i jestem znów w szpitalu. Ale to tylko oko.
Zdecydowanie podoba mi się ta swoboda, na Sali 7 pań. Hm.. Dużo. Boję się trochę tego łóżka. Wąskie i żadnej ściany obok. No, mam w końcu niemiłe doświadczenia. Dobra, dam radę, to tylko oko.
Jest oczywiście jedna pani.. Zawsze jest taka pani. To jest statystyka. I taka pani statystycznie myśli, statystycznie mówi i wreszcie, (co leży w jej naturze i jest podstawą jej bytu), statystycznie narzeka. Ale pani jest pogodna. Chociaż to się akurat często zdarza. Statystycznie.
  Czekam na Jerzego. Jasne, że nie mam wszystkiego. Jak zwykle. Statystycznie?
Nie muszę jeszcze dziś leżeć. Więc korzystam. Czytam, piszę. Nie wiem, co będzie potem. Oko wypełnią olejem albo gazem. Decyzja dopiero na stole operacyjnym. Teraz się nie boję. Jeszcze!!
   Dziś oczywiście tylko zupa. Już zapomniałam.. I dobrze!
Panie leżą, bo są po operacjach. Nie rozumiem tylko tej jednej, która została przyjęta dziś rano razem ze mną. Przebrała się od razu w piżamę i poszła spać. Chyba po prostu udziela się atmosfera szpitalna.
Statystycznie..

Warszawa 2006’ 9 czerwca
  Rok temu..
.. Wtedy nic nie było dla mnie. Była pustka. Pustak. Ja byłam jak pustak. Napompowywana. Podtrzymywana. Nadmuchiwana. Zielony balonik. Różowy. Tylko bardzo jasny. Mało barwnika. Już byłam po wielkim otwarciu. Wielkiej fecie. Przecięciu wstęgi. Oj, nie pamiętam przecięcia wstęgi. Było przyjmowanie, zapraszanie. Wszystko było przygotowane do remontu. A remont był cudowny. Może nawet już ruszyła fabryka. Powoli.. Ospale.. Ciężko im było. W domu mieli łatwiej. Tutaj wszystko zaczęli od początku. Jedna walizka. Cały dobytek. Ale ciepłe przyjęcie. Oczekiwani. Potrzebni. Niezbędni. Do życia. Bez nich..
Nie jadłabym teraz jabłecznika w bufecie Teatru Polskiego radia..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz